Sezon po spadku Jagiellonia uplasowała się na czwartym miejscu, nie gwarantującym awansu do II ligi. W kolejnym sezonie byli już bezkonkurencyjni, wyprzedzając w tabeli Gwardię Szczytno i Stomil Olsztyn, strzelając najwięcej bramek w lidze. Jak się okazało kolejny sezon nie był udany, jak również II ligowi rywale zbyt mocni.
Nie jest jasne kto wymyślił piłkę nożną, ale aspekty tej gry sięgają nawet do II i III wieku p.n.e. w Chinach. Źródła zaczerpnięte z podręczników wojskowych w tamtym czasie opisują ćwiczenie zwane Tsu ’Chu, w którym przeciwnicy używali skórzanej piłki wypełnionej piórami i włosami. Celem było umieszczenie piłki w
Liverpool F.C. został założony w 1892. Od 1900 do 1947, pięć razy zostawał mistrzem Anglii. Pod koniec lat 50., przez kilka sezonów grał na drugim szczeblu rozgrywek i do
Przeżyj FIFA World Cup 2022™ ze wszystkimi 32 zakwalifikowanymi drużynami i składami wraz z autentycznymi dekoracjami stadionowymi, piłką meczową, dodatkowymi skanami głów zawodników, kultowym trofeum oraz dwoma stadionami, w tym boiskiem finałowym. Ciesz się też nowym komentarzem FIFA World Cup™, jak również oprawą wizualną
Na najwyższym poziomie rozgrywkowym znajduje się 20 drużyn, a na drugim poziomie 22 drużyny, których stadiony zostały przedstawione w poniższej tabeli według kryterium pojemności, od największej do najmniejszej. Tabela uwzględnia również miejsce położenia stadionu (miasto oraz region), klub do którego obiekt należy oraz rok
Vay Tiền Trả Góp 24 Tháng. Liverpool - miasto, które nie świętuje Kiedy obecny sezon się rozpoczynał, a Liverpool pędził w doskonałym stylu po zdobycie upragnionego tytułu po raz pierwszy od 30 lat, nikt nie spodziewał się, że miastu nie będzie dane świętować wymarzonego zwycięstwa. Zapraszamy na felieton Simona środę w Melwood dało się zauważyć pierwsze oznaki życia. Kilka samochodów co dwadzieścia minut wjeżdżało na teren ośrodka, a rozmowy pomiędzy strażnikami a personelem zwykle zaczynały się od zdania: „dawno się nie widzieliśmy!”W oddali słychać dźwięk kosiarki ostrożnie poruszającej się po boisku, a w powietrzu unosi się zapach świeżo ściętej trawy. Na balkonie, który rozciąga się od stołówki aż do gabinetu Jürgena Kloppa widać sprzątaczkę z mopem, która następnie chwyta ścierkę i na kolanach czyści każdy dostrzeżony kurz. - Po długiej przerwie teraz jest tu całkiem tłoczno – zauważa mieszkaniec Deysbrook Lane, dodając, że czekał na przeprowadzkę Liverpoolu tego lata do nowego ośrodka treningowego w Kirkby, zanim w marcu cały świat się zatrzymał, wstrzymując również te Może znowu chcą zacząć…To był 44 dzień krajowego lockdownu, a 45 dnia ogłoszono, że zawodnicy Liverpoolu, w grupach dwu lub trzyosobowych otrzymali pozwolenie na korzystanie z centrum treningowego w ramach indywidualnych treningów sportowych. W ten weekend wypadają 47 i 48 dzień zamknięcia. Liverpool powinien mierzyć się na Anfield z Chelsea, jednak tak się nie Henderson powinien podnosić trofeum Premier League na stadionie wypełnionym kibicami w czasie ostatniej gry tego sezonu, ale nie może. Miasto powinno świętować zdobycie pierwszego tytułu ligowego od 30 lat, ale nie Ja i tak nie ruszyłbym na miasto, jestem kibicem Evertonu – zdradza pewien się ważne, by o tym pamiętać. W końcu w Liverpoolu mimo wszystko jest także drużyna Evertonu i sprawiedliwie będzie założyć, że część ich kibiców nie ma nic przeciwko temu, żeby przez jakiś jeszcze czas nie nastąpił powrót do piłki nożnej – a to tylko dlatego, że opóźni to sukces the mówi, że jest po sześćdziesiątce i ma na imię Paul. Zwykle miał karnet sezonowy na mecze rozgrywane w Goodison Park, potem jednak, dekady temu, założył rodzinę i jego priorytety uległy zmianie. Kupił dom przy ulicy obok Melwood, ponieważ w latach osiemdziesiątych była to jedna z najtańszych okolic w West Derby, znajdująca się na przedmieściach, zapełniona ludźmi z różnych klas i położona jedynie 5 mil od centrum miasta. W głębi duszy Paul chce, żeby rozgrywki powróciły tak szybko jak to tylko możliwe, ponieważ byłby to znak, że rzeczywistość powoli zaczyna wracać do jakiejś wersji z powodów, dla którego cieszył się z planowanej przeprowadzki Liverpoolu była wzrastająca na przestrzeni ostatnich 10 lat liczba samochodów pędzących po wąskiej ulicy, przy której znajduje się jego dom – w tym okresie liczba pracowników Melwood wzrosła wykładniczo. - Wtedy wydawało mi się to wielką sprawą i byłem sfrustrowany – Ale teraz już po prostu nie przejmuję się takimi z utęsknieniem by móc znowu napić się filiżanki herbaty ze swoim sąsiadem, Billem – kibicem Liverpoolu, który stale mu dogryza w kwestii wyników Evertonu w derbach Merseyside. - Możliwość, by znowu spotkać się i porozmawiać z Billem jest dla mnie cenniejsza niż jakakolwiek satysfakcja z faktu, że Liverpool straci szansę na swój wielki moment – podsumowuje. Przez prawie siedem tygodni Merseyside było pogrążone w nienaturalnej przerwą w rozgrywkach wynik Liverpoolu obejmował 29 rozegranych spotkań, z czego 27 zwycięstw, jeden remis i jedna tylko porażka z Watfordem. Zespół znajdował się na szczycie tabeli z ogromną przewagą 25 punktów, a do zakończenia sezonu pozostało 9 spotkań. Wyrażanie frustracji związanej z losem zespołu, który stanął w końcu przed szansą na wymazanie 30-letniej, niechcianej historii w tak zdecydowanym stylu, brzmieć może samolubnie w chwili, kiedy nasza cywilizacja zmaga się z tak ogromnym zagrożeniem. Jest jednak niemożliwym, by przechodząc przez jakąkolwiek część Liverpoolu, niezależnie od tego komu kibicujesz, nie pomyśleć o tym, jak wyglądałaby sytuacja, gdy życie mogło toczyć się normalnie. Po wygraniu Ligi Mistrzów w czerwcu ubiegłego roku, około milion osób oglądało triumfalny przejazd autobusu i uczestniczyło w radosnej paradzie, która rozpoczęła się przy obwodnicy Queens Drive niedaleko Melwood, a zakończyła kilka godzin później przy Pier Head, nieopodal Royal Liver Building. Tego popołudnia niezliczone tłumy próbowały wspiąć się na każde dostępne podwyższenie, aby tylko móc dostrzec Kloppa, z butelkami piwa w obu dłoniach oraz jego zawodników, z zawieszonymi na szyjach błyszczącymi wspinali się na światła drogowe jak szympansy. Dorośli mężczyźni, prawdopodobnie zbyt starzy, by wspinać się na cokolwiek, krzyczeli na całe gardła. Żona Kloppa, Ulla, była w tym tłumie, a za nią setki osób, które dotarły na górne piętra w połowie wykończonego budynku niedaleko Albert Dock. W takich momentach Liverpool może wyglądać jak Kalkuta czy Ćennaj. Teraz, w okresie zamknięcia, odrobinę trudniej znaleźć ducha tego z Melwood na Anfield dobitnie pokazuje wyzwania, przez którymi dzisiaj stoi miasto, które stały się tym trudniejsze w okresie pandemii. Szczególnie w tych czasach, może się wydawać, że Liverpoolowi bliżej do brytyjskiego trasa przebiega przez obrzeża Clubmoor, Tuebrook, a potem Lower Breck Road. To jedne z najbiedniejszych okolic miasta, które w ostatniej dekadzie obcięło budżet o 436 milionów funtów. Trzy tygodnie przez wybuchem epidemii, Liverpool Echo donosiło: „Służby odpowiedzialne za opiekę społeczną w Merseyside znajdują się pod olbrzymią presją – do czego należy dodać również wzrastającą presję wynikającą z niedofinansowania regionalnych szpitali, gdzie codziennym widokiem stały się wózki z pacjentami ustawiające się w kolejki na korytarzach”.Gwałtownie wzrosło także korzystanie z pomocy lokalnych banków żywności, czego przyczyną jest „zgubny i wadliwy system zasiłkowy”, a ponadto nowe, szokujące dane wskazały, że nastąpił bezprecedensowy wzrost śmiertelności wśród niemowląt, co naukowcy przypisali w przynajmniej 1/3 rosnącemu ubóstwu wśród dzieci. Kiedyś Liverpool był uznawany za jeden z najważniejszych portów Wielkiej Brytanii, który służył imperium przez stulecia. Kombinacja różnych powodów tłumaczy spadek jego znaczenia, który nastąpił po II Wojnie Światowej, a w latach osiemdziesiątych konserwatywny minister określił Liverpool mianem „najtwardszego orzechu do zgryzienia” dla wszystkich oponentów rządu Margaret Thatcher i - nim populacja miasta zmniejszyła się prawie o połowę - zalecił prowadzenie polityki minimalizowania kosztów. Podczas gdy centrum miasta, częściowo zrewitalizowane za sprawą środków europejskich, zyskało światowy charakter, wystarczy odejść trochę dalej, by zobaczyć wciąż wyraźne blizny po tamtej dekadzie. Może być absurdem, że ktokolwiek myśli o piłce nożnej w takiej sytuacji, ale kibic Liverpoolu prowadzący sklep nieopodal obecnie podupadłej, a niegdyś imponującej dzielnicy podmiejskich domów w Newsham Park podsumowuje, dlaczego ta kwestia nadal pozostaje ważna. - Ponieważ to przypomina całej reszcie tego kraju, że nadal tu jesteśmy – mówi. - I że się nigdzie nie wybieramy. Sklepikarz nie jest odosobniony w swojej opinii, że pewne elementy współczesnego życia w Liverpoolu są obecnie gorsze niż miało to miejsce 30 i 40 lat temu. Dla przykładu, wtedy kwestia bezdomności nie była palącym problemem miasta, jednak po upływie kilku dekad jest to plaga, z którą jak się wydaje lokalne władze nie są w stanie nic zrobić – a to za sprawą wszystkich cięć narzuconych przed rząd krajowy w ramach programów oszczędnościowych. - Kiedy przejeżdżasz przez okolicę, może się wydawać, że na ulicach widać więcej osób niż to wskazane w czasach pandemii, jednak kiedy się przyjrzysz uważniej możesz dostrzec, że mnóstwo z tych osób po prostu nie posiada domu, do którego mogliby pójść – dodaje właściciel Czy oni przejmują się piłką nożną? Niektórzy z nich są już tak długo wykluczeni ze świata, że nie jestem pewien, czy naprawdę wiedzą co się bliżej Anfield można dostrzec inne sygnały, że nie wszystkie rzeczy mają się tak, jak Liverpoolu zauważyć można dziwne zjawisko, polegające na tym, że większość drużyn piłkarskich została rozsiana po całym mieście. Everton gra w Walton, dwie mile od okręgu, od którego klub wziął swą nazwę. Niegrająca w lidze drużyna Marine została utworzona w Waterloo, ale gra w Crosby. Bootle gra gdzieś pomiędzy Netherton i Aintree, podczas gdy City of Liverpool obecnie używa tego samego skromnego stadionu co Bootle, pomimo tego, że obszar ten ma kod pocztowy Sefton, a nie który pozostał najbliżej swoich korzeni jest obecnie Lower Breck FC, którego teren znajduje się przy Lower Breck Road, skąd możesz dostrzec stalowy dach głównej trybuny Liverpool i Lower Breck są zlokalizowane w zasadzie przy tej samej ulicy, ale nikt tego nie zauważa – mówi mieszkaniec, który nigdy nie udał się do Anfield Sports & Community Centre w dniu meczu, mimo tego, że to tylko dwieście jardów od jego domu. Słyszał jednak o frustracji klubu, która podobnie jak ta Liverpoolu, jest wyjątkowo bolesna. Lower Breck prowadziło z dziesięciopunktową przewagą w North West Counties League Division One North, zanim rozgrywki zostały wstrzymane w marcu, a następnie taka sytuacja wystąpiłaby w obu klubach, znajdujących się tak blisko siebie pod względem geograficznym, zdaniem mieszkańca byłoby to „niesamowicie niesprawiedliwe”.Można zobaczyć zamknięty The Cabbage Hall. Próbuję sobie przypomnieć, jak to wyglądało, kiedy to miejsce było przepełnione ludźmi w najgorętszy dzień w roku, a przed meczem tłumy wylewają się na zewnątrz, wszędzie widać było kufle i butelki z piwem. Dalej widać The Flat Iron i myślę o tych wszystkich ludziach, spoglądając w kierunku Anfield, gdzie znajduje się kolejny pub, The Albert, który od czasu ostatniego meczu Liverpoolu przeciwko Bournemouth stracił literę w swoim szyldzie i teraz wygląda raczej jak fragment utworu Szekspira: „he Albert”.Dalej, wzdłuż Walton Breck Road, wiele frontowych drzwi w znajdujących się tam szeregowcach stoi otworem. Mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy siedzą na schodach w promieniach słońca jakby znajdowali się w Hawanie, niektórzy z nich mają na sobie słomkowe kapelusze i okulary przeciwsłoneczne, niektórzy palą skrzyżowaniu z Edith Road nieznajoma mi twarz załadowuje swój samochód. Ten około 40-letni mężczyzna nie był widziany od tygodniu z powodu koronawirusa. Przejeżdżający obok chłopak na rowerze pyta go, jak się czuje, na co ten odpowiada: „to najgorsza rzecz na świecie, naprawdę nie żartuję”.Teraz czuje się już lepiej, ale wygląda na to, że otaczająca go społeczność słyszała o jego trudnej sytuacji zdrowotnej i ten temat wydaje się przeważać w większości rozmów. Trzy domy dalej od Anfield’s Centenary Stand, kobieta rozmawia ze swoją sąsiadką, a w obu frontowych oknach jej domu, jak również na drzwiach widnieją znaki z napisem: „proszę nie pukać, izoluję się”.Zdiagnozowany wirus u mężczyzny mieszkającego przy tej samej ulicy sprawił, że schowała się w swoim domu, bo ma już ponad 70 lat. - Próbowałam, ale w pewnym momencie nie masz już siły tego dalej robić – mówi, podkreślając jednak, że w dalszym ciągu utrzymuje bezpieczną odległość od wszystkich na ulicy. Nie wszyscy mieszkańcy okolic Anfield lubią dni, w których rozgrywają się mecze, jednak tej kobiecie bardzo ich brakuje, ponieważ jest zagorzałą fanką Liverpoolu. Jej zaangażowanie odzwierciedla liverbird znajdujący się obok tabliczki z numerem jej domu. - Poza tym spędziłam tutaj całe swoje życie, jestem więc przyzwyczajona – niej normalnością są tysiące ludzi na progu jej domu i policyjne konie tworzące kordon na ulicy. Nie pamięta jak to wyglądało, gdy Liverpool ostatni raz sięgnął po mistrzowski tytuł w 1990 roku, ponieważ wówczas sukces był czymś zwyczajnym – 11 tytułów w ciągu 17 lat. Nikt nie spodziewał się, że ta passa dobiegnie Będziemy musieli poczekać odrobinę dłużej, prawda? – mówi ze smutkiem, ale później przypomina sobie, że miasto przechodziło przez gorsze może wydawać się myślenie o Liverpoolu jako o uśpionym wulkanie, gotowym do eksplozji. I uśpienie to prawdopodobnie będzie musiało jeszcze trochę nawet rozgrywki Premier League powrócą w czerwcu, a Liverpool sięgnie po tytuł wygrywając dwa z dziewięciu pozostałych spotkań, nie będzie możliwe świętowanie tego sukcesu w taki sposób, jak miało to miejsce w ubiegłym roku, na nabrzeżu Mersey, gdzie budynki tworzące The Three Graces opowiadają historię morskiej przeszłości miasta i jego rozkwitu. Kiedy Titanic zatonął w 1912 roku, nazwiska zmarłych zostały odczytane z balkonu Albion House – kolejnego znaczącego punktu na końcu trasy, na której odbywała się parada. Po drugiej stronie ulicy znajduje się majestatyczny Cunard Building, w którym urzęduje pełniący od 8 lat funkcję burmistrza miasta Joe przechodzę obok, widzę ośmiu robotników, w odblaskowych kurtkach, zajmujących się uszkodzonym rurociągiem. Pozostała część centrum miasta jest w zasadzie martwa, mimo tego, że jest 17, a więc w normalnych warunkach godzina szczytu. Wszystkie puby w dalszym ciągu są zamknięte, tak samo również stalowe okiennice barów w imprezowych dzielnicach miasta wokół Mathew Street i Bold mewy, zwykle tak dominujące w codziennym życiu w centrum Liverpooolu, wydają się mniejsze niż zwykle, a to ze względu na brak dodatkowego pożywienia w formie zwyczajowych odpadków z bułek i kanapek. Ich obecność w powietrzu została wyparta przez poczucie końca pewnej robotników jakby to wyglądało, jakby Liverpool wygrał Premier League – jak myślą, jak miasto zareagowałoby w tych wyjątkowych ubiegłym tygodniu Anderson zasugerował, że wznowienie rozgrywek Premier League jest niemożliwe, a to ze względu na jego obawy co do sytuacji, w której fani będą się gromadzić pod stadionem na Anfield – nawet jeśli Liverpool sięgnąłby po tytuł na neutralnym gruncie. Pomimo tego, że zaznaczył również, że jego zdaniem Liverpool powinien zdobyć upragniony tytuł, jego komentarze wywołały stanowczą odpowiedź działaczy klubu, którzy oskarżyli go o brak jakichkolwiek dowodów na poparcie tej „rozczarowującej” jest fanem Evertonu oraz posiadaczem karnetu sezonowego na mecze w Goodison Park i zdarzało mu się wcześniej używać social mediów do prowadzenia dyskusji z fanami Liverpoolu, którzy oskarżali go o Zawsze jest skłonny działać w interesie Evertonu – mówi kibic the Reds trzymający łopatę w ręku, zwracając się jednocześnie do swoich dwóch kolegów kibicujących Evertonowi, by przestali się cicho śmiać i wzięli się do Nie chcemy przecież, żeby nam podarowali to trofeum. Chcemy dokończyć swoją pracę, kiedy będzie na to odpowiedni czas. Jeśli nie będziemy mieli takiej możliwości i jednocześnie i tak dostaniemy tytuł, w nadchodzących latach każdy będzie nam mówił, że nie udowodniliśmy, że jesteśmy zwycięzcami. Słysząc to wtrąca się inny fan Liverpoolu, bardziej Nie pokazuje nas w najlepszym świetle, prawda?Robotnik ma tutaj na myśli Andersona. Liverpool z pewnością nie potrzebuje więcej krytyków, a istnieje poczucie, że burmistrz dokłada się do negatywnych emocji w mieście, które powinien reprezentować, nawet jeśli w tych trudnych czasach – tak jak każdy inny, także przedstawiciele władz – nie ma pojęcia kiedy i w jaki sposób sytuacja się rozwiąże. Sugerując, że kibice Liverpoolu zachowaliby się nieodpowiedzialnie, bez konsultacji z jakimikolwiek władzami, które byłyby w stanie pomóc mu znaleźć rozwiązania, Anderson ryzykuje dalszym podziałem społeczności miasta, które i tak znajduje się pod finansową, a przez to i społeczną presją - a nie ulega wątpliwości, że ta sytuacja szczególnie wymaga jedności i solidarności mieszkańców, które są niezbędne przetrwać ten wymagający czas. Jak można się było spodziewać, jego uwagi i komentarze były w całości kwestionowane przez fanów the Reds, a poparte przez kibiców Evertonu. Rywalizacja w Merseyside rzeczywiście ewoluowała od lat osiemdziesiątych, kiedy to te dwie drużyny były najbardziej dominującymi w Anglii a ich kibice, jak się zdaje, byli w stanie lepiej się zrozumieć, przede wszystkim dlatego, że wiele rodzin było w tej kwestii podzielonych – w tym moja tego czasu jednak sytuacja bardziej się skomplikowała, a następne lata były mniej wypełnione sukcesami. To dotyczyło obu klubów, jednak w szczególności Evertonu. Młodsza grupa fanów klubu, sfrustrowana niedociągnięciami zespołu szukała odpowiedzi. Jednocześnie w związku z działaniami niektórych kibiców swoich najbliższych rywali, które doprowadziły do tragedii na stadionie w Heysel w 1985 roku, wszystkie angielskie kluby utraciły możliwość występów w europejskich rozgrywkach - co w konsekwencji pozbawiło Everton szansy na zdobycie Superpucharu międzyczasie również kibice Liverpoolu utracili w części zdolność do śmiania się z samych siebie, wypracowując ostrzejsze podejście po tragedii w Hillsborough, kiedy to w stronę klubu posypały się pomówienia zapoczątkowane przez jedną z gazet, następnie rozpowszechniające się przez dekady wśród kibiców z innych części kraju - aż do czasu, kiedy w 2012 roku udostępnione zostały policyjne akta i prawda na temat tej tragedii wyszła na światło dzienne. Kiedy więc fan Evertonu twierdzi, że dyskusje na temat piłki nożnej po obu stronach barykady stały się bardziej gorzkie, prawdopodobnie ma racje. Mając na uwadze ten właśnie kontekst, Anderson powinien ostrożnie dobierać słowa, czy też jak bardziej stanowczo ujął jeden z robotników pracujących w cieniu Cunard Building: „powinien trzymać swoją gębę na kłódkę”. Simon Hughes
Wszyscy wiemy jak źle jest z licencjami w piłce nożnej od Konami. Tegoroczna edycja jest pod tym względem chyba najuboższą wersją od lat. Jednak jeśli Japończycy posiadają już do czegoś prawa to wykorzystują je w 100%. Przykładem jest drużyna Liverpoolu. PES 2017 posiada pełną licencję na ten klub (The Reds są oficjalnym partnerem gry). Z tego powodu w listopadzie otrzymamy w bezpłatnej aktualizacji odświeżony stadion drużyny – Anfield. Zgodnie z rzeczywistością pojawi się na nim nowa rozbudowana trybuna główna. Jednak dla mnie (jestem fanem The Reds) ważniejsze jest to, że przed meczem będziemy mogli usłyszeć jak trybuny śpiewają „You’ll never walk alone”! Gdyby więcej drużyn było tak przygotowanych w grze… źródło:
Rywalizacja Liverpoolu z Realem Madryt to kawał historii europejskiego futbolu. Obie drużyny niby mierzyły się ze sobą dotychczas zaledwie osiem razy, ale aż dwukrotnie w finałach Pucharu Europy/Ligi Mistrzów. Już dziś dojdzie do kolejnego starcia tych zespołów o triumf w najważniejszych rozgrywkach Starego Kontynentu. Jak wyglądały ich dotychczasowe potyczki?RYWALIZACJA LIVERPOOLU Z REALEM MADRYTSpis treści RYWALIZACJA LIVERPOOLU Z REALEM MADRYT Liverpool - Real Madryt 1:0 (finał Pucharu Mistrzów 1981) Liverpool - Real Madryt 1:0 i 4:0 (1/8 finału Ligi Mistrzów 2008/2009) Real Madryt - Liverpool 3:0 i 1:0 (faza grupowa Ligi Mistrzów 2014/2015) Real Madryt - Liverpool 3:1 (finał Ligi Mistrzów 2018) Real Madryt - Liverpool 3:1 i 0:0 (ćwierćfinał Ligi Mistrzów 2020/2021)Liverpool – Real Madryt 1:0 (finał Pucharu Mistrzów 1981)To było pierwsze starcie tych dwóch drużyn w historii. Wtedy jeszcze nikt nie podejrzewał, że ich rywalizacja stanie się w przyszłości jedną z największych w Europie i że spotkają się później w finałach jeszcze dwukrotnie. Real Madryt był już wtedy wielką marką, największą na całym kontynencie. W końcu „Królewscy” mieli już na swoim koncie sześć triumfów w Pucharze Europy. Liverpool z kolei dopiero budował swoją legendę w tych rozgrywkach, choć też miał już wtedy w gablocie dwa takie „The Reds” była to złota era Boba Paisleya, który do dzisiaj jest najbardziej utytułowanym trenerem w historii klubu. Ray Clemence w bramce, Graeme Souness jako lider środka pola i Kenny Dalglish w ataku – tak wyglądał kręgosłup drużyny z Anfield. Do tamtego dnia sezon 1980/1981 był uznawany za niezbyt udany, ponieważ w lidze Liverpool zajął dopiero piąte miejsce, tracąc tytuł na rzecz Aston Villi. Udało się jedynie sięgnąć po Puchar Ligi, który był jednak małym PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJDla Realu Madryt tamten sezon wyglądał podobnie. Po podwójnej koronie w poprzednich rozgrywkach, tym razem nie udało się ugrać nic. W lidze lepszy okazał się Real Sociedad, który wyprzedził „Królewskich” tylko dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich pojedynków. Z kolei z Pucharu Króla podopieczni Vujadina Boskowa odpadli już w ćwierćfinale, po dwóch porażkach ze Sportingiem Gijon. Tamta drużyna nie miała już wiele wspólnego z tą, która jeszcze niedawno zdobywała pięć Pucharów Europy z Ligi Mistrzów w 1981 roku odbył się, podobnie jak ten tegoroczny, w Paryżu, ale na Parc des Princes. Zarówno dla Liverpoolu, jak i Realu Madryt była to ostatnia okazja na uratowanie sezonu i zapisanie się po raz kolejny w historii europejskiej piłki. „Królewscy” po drodze do finału pokonali: Limerick, Honved Budapeszt, Spartak Moskwa i Inter Mediolan. Z kolei „The Reds” musieli się uporać z: Oulunem Pallosuera, Aberdeen, CSKA Sofia i Bayernem spotkanie z pewnością zawiodło kibiców oczekujących wielkich emocji i zwrotów akcji. Oba zespoły podeszły do niego bardzo ostrożnie i nie zamierzały się nadmiernie wychylać, oczekując na ruch rywala. Decydująca akcja została przeprowadzona dopiero w 81. minucie. Alan Kennedy przejął piłkę wyrzucaną z autu przez Raya Kennedy’ego i pomknął w kierunku bramki Augustina. W polu karnym ograł jeszcze w łatwy sposób obrońcę – Rafaela Garcię Cortesa i uderzył nie do obrony. Real Madryt już się nie podniósł, więc to „The Reds” mogli się cieszyć z trzeciego Pucharu Europy w historii. Na kolejny przyjdzie czas już za trzy lata. Z kolei Real będzie czekał na to aż do 1998 roku.Jak radzili sobie triumfatorzy Ligi Europy w kolejnym sezonie?Liverpool – Real Madryt 1:0 i 4:0 (1/8 finału Ligi Mistrzów 2008/2009)Na kolejne starcie Liverpoolu z Realem Madryt trzeba było czekać aż do 2009 roku. Przez te 28 lat wiele się wydarzyło w obu klubach. Doszły kolejne trofea i wielkie chwile, ale akurat w tamtym sezonie „Królewscy” znaleźli się na zakręcie. W grudniu 2008 roku drużynę po Berndzie Schusterze przejął Juande Ramos. W Hiszpanii „Królewscy” nie mieli szans z odradzającą się potęgą FC Barcelony pod wodzą Pepa Guardioli, która zgarnęła Puchar Króla, mistrzostwo Hiszpanii i Ligę Mistrzów. Z kolei „The Reds” rozgrywali najlepszy sezon w Premier League za kadencji Rafy tamtym sezonie LM ani Liverpool, ani Real nie byli faworytami, ale ich starcie w 1/8 finału zapowiadało się niezwykle emocjonująco. Ostatecznie było jednak zupełnie inaczej, głównie za sprawą „Królewskich”. Drużyna Juande Ramosa była pogrążona w kryzysie i w żaden sposób nie potrafiła się przeciwstawić „The Reds”. Pierwsze spotkanie na Santiago Bernabeu było jeszcze dość wyrównane i zakończyło się zwycięstwem gości 1:0 po bramce Yossiego Benayouna w 82. już tydzień później na Anfield, Real poniósł całkowitą klęskę 0:4. W tamtym spotkaniu brylowali przede wszystkim Steven Gerrard i Fernando Torres. „Królewscy” nie zrobili absolutnie nic aby uniknąć porażki i pożegnali się z Ligą Mistrzów w fatalnym stylu, co prawdopodobnie już ostatecznie skłoniło Florentino Pereza do próby przywrócenia „Galacticos”. W końcu to właśnie latem 2009 roku na Santiago Bernabeu pojawili się Cristiano Ronaldo, Karim Benzema, czy Kaka.Liga Mistrzów – jak się zmieni po reformie?Real Madryt – Liverpool 3:0 i 1:0 (faza grupowa Ligi Mistrzów 2014/2015)Tamto starcie na Anfield Road było ostatnim, w którym Liverpool zdołał pokonać Real Madryt. Od tamtej pory „Królewscy” urośli w siłę, z kolei „The Reds” wpadli w ogromny kryzys, z którego nie potrafili wyjść przez niemal dekadę. W 2014 roku drużyna z Santiago Bernabeu osiągnęła historyczny sukces, czyli wymarzoną „La Decimę”. Z kolei w sezonie 2014/2015 wpadła na odwiecznego rywala w fazie grupowej Ligi Mistrzów i dostała idealną szansę na zrewanżowanie się za klęskę z 2009 im się odegrać niemal idealnie. Zabrakło tylko jednej bramki, ponieważ „Królewscy” prowadzeni wtedy przez Carlo Ancelottiego pokonali Liverpool 3:0 na wyjeździe i 1:0 u siebie. „The Reds” stracili punkty jeszcze w innych spotkaniach, więc ostatecznie zajęli dopiero trzecie miejsce w grupie i wylądowali w Lidze Europy. Tam też doszło do kolejnej kompromitacji, ponieważ podopieczni Brendana Rodgersa pożegnali się z rozgrywkami już w 1/16 finału po dwumeczu z Madryt zatrzymał się w tamtym sezonie na półfinale, a całe rozgrywki wygrała FC Barcelona Luisa Enrique. Liverpool z kolei zakończył sezon dopiero na szóstym miejscu w Premier League, więc pętla wokół Rodgersa coraz bardziej się zaciskała. Dla kibiców „The Reds” był to jednak dobry znak, ponieważ już jesienią Irlandczyk pożegnał się z posadą, a jego następcą został Juergen Klopp.Pep Guardiola i Liga Mistrzów – klątwa trwaReal Madryt – Liverpool 3:1 (finał Ligi Mistrzów 2018)W tym momencie dochodzimy do bezsprzecznie najboleśniejszego przeżycia dla kibiców Liverpoolu w starciach z Realem Madryt. „Królewscy” czekali na okazję do rewanżu za finał z 1981 roku bardzo długo i w końcu nadarzyła się okazja. Tamten sezon to był początek potęgi Liverpoolu Juergena Kloppa. „The Reds” nadal nie potrafili nic osiągnąć w Premier League, ale zrobili za to furorę w Lidze też narodziło się słynne trio ofensywne Liverpoolu, czyli Mohamed Salah, Roberto Firmino i Sadio Mane. Cała trójka zanotowała w tamtej edycji Ligi Mistrzów po 10 trafień, ale królem strzelców i tak został Cristiano Ronaldo, który zdobył 15 bramek. Z tamtego sezonu zapamiętamy przede wszystkim remontadę AS Romy na FC Barcelonie w ćwierćfinale, ale na kolejnym etapie rzymianie nie mieli już szans z „The Reds”. Ciekawie było także w starciu Realu Madryt z Juventusem, gdzie wszystko rozstrzygnął dopiero rzut karny w doliczonym czasie gry rewanżu na Santiago jednak do finału, który odbył się w Kijowie. Od samego początku faworyt tego spotkania był tylko jeden. W dwóch ostatnich sezonach Real Madryt zrobił coś, co nie dało się jeszcze nikomu innemu, czyli wygrał dwa razy z rzędu Ligę Mistrzów i właśnie miał okazję na trzeci triumf. Liverpool sprawił już niespodziankę samym dojściem do finału, więc nikt nie oczekiwał od „The Reds”, że będą w stanie zdetronizować znacznie lepszego i bardziej doświadczonego był jednak niezwykle ciekawy i jak to często bywa, zadecydowały detale. A raczej jeden detal, który nazywa się Loris Karius. Niemiecki bramkarz Liverpoolu dał w Kijowie prawdziwy popis tego, jak nie powinno się bronić i dał Realowi dwie bramki za darmo. Najpierw, w pierwszej połowie, z niewiadomych przyczyn nie zauważył podbiegającego do niego Karima Benzemy i trafił go w nogę, wyrzucając piłkę. Ta poleciała wprost do bramki i „Królewscy” mogli się cieszyć z prowadzenia 1:0. „The Reds” nie załamali się popisami swojego golkipera i już kilka minut później wyrównał Sadio jednak cały piłkarski świat zaskoczył Gareth Bale, który kilka minut wcześniej pojawił się na boisku, zmieniając Isco. Walijczyk wykorzystał dokładne dośrodkowanie Marcelo i popisał się fantastycznym uderzeniem z przewrotki. Tym razem Karius nic nie zepsuł, ponieważ był całkowicie bez szans, ale miał jeszcze coś w zanadrzu. Pod koniec spotkania Liverpool szukał swojej szansy, ale w pewnym momencie to „Królewscy” znaleźli się pod bramką piłce znów był Bale, który nie za bardzo wiedząc, co z nią zrobić, uderzył po prostu w kierunku bramki Kariusa. Strzał był prosty do obrony i niespecjalnie silny, ale niemiecki golkiper i tak nie dał rady. Piłka przeleciała mu po dłoniach i wpadła się siatki. Jego interwencja na zawsze zapisze się historii najgorszych obron w historii piłki nożnej i będzie wspominana kontekście tego spotkania nie należy zapominać także o sytuacji z początku spotkania, kiedy to wykluczony z gry został Mohamed Salah. Egipcjanin był faulowany przez Sergio Ramosa, który tak nieszczęśliwie upadł na rękę rywala, że ten doznał kontuzji barku. Czy kapitan Realu faulował z premedytacją? Zdecydowanie. Ale czy chciał zrobić krzywdę napastnikowi Liverpoolu? W to mogą wierzyć tylko najbardziej zagorzali zwolennicy teorii Salah, Rodrygo, Mane? Ustrzelcie „klasyczną dziewiątkę” z FuksiarzemReal Madryt – Liverpool 3:1 i 0:0 (ćwierćfinał Ligi Mistrzów 2020/2021)Ze wszystkich wspominanych tutaj meczów i dwumeczów ten jest tym bez żadnej historii. W zasadzie od początku było wiadomo, jak to się skończy, ponieważ zmagający się z kontuzjami Liverpool wyglądał w tamtym sezonie fatalnie. Podopieczni Kloppa mieli problemy w Premier League, gdzie groziło im wypadnięcie poza Top 4. Do ćwierćfinału doszli, pokonując wcześniej bardzo słabe RB Lipsk, w dodatku w spotkaniach rozgrywanych bez udziału publiczności w Madryt też miał swoje problemy, ale w Liverpoolu na środku obrony w pierwszym spotkaniu zobaczyliśmy parę Nathaniel Phillips – Ozan Kabak. Gdzie oni teraz są? Pewni nikt nie wie. Vinicius Junior był dla nich bezlitosny. W zasadzie nie tylko dla nich, bo będący w katastrofalnej formie Trent Alexander-Arnold także przegrywał z nim niemal wszystkie pojedynki. Dzięki jednemu zrywowi Mohameda Salaha udało się zdobyć bramkę kontaktową, ale pierwsze spotkanie na Estadio Alfredo Di Stefano zakończyło się zwycięstwem „Królewskich” 3: drugim meczu nie zobaczyliśmy nawet bramek. Na Anfield drużyna Juergena Kloppa znacznie odżyła, w porównaniu do tego, co widzieliśmy w Madrycie. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że była nieco lepsza od przeciwników, ale nie potrafiła tego przełożyć nawet na jedno trafienie. Z kolei Real zadbał o to, aby przede wszystkim nie stracić bramki i rzeczywiście nie stracił, ale też nie strzelił. Mecz skończył się wynikiem 0:0 i awansem „Królewskich” do półfinału, gdzie wyeliminowała ich natchniona Chelsea. Liverpool mógł się cieszyć, ponieważ dostał szansę, aby w spokoju zająć się walką o Top 4, co ostatecznie się udało.Nie ma co ukrywać. Rywalizacja Realu Madryt z Liverpoolem to zdecydowanie jedna z największych i najważniejszych rywalizacji w europejskiej piłce. Meczów pomiędzy tymi drużynami może i nie było wiele, ale żadna inna para wcześniej nie spotkała się w finale najważniejszych rozgrywek aż trzykrotnie, a tak będzie w tym przypadku. Na Stade de France dojdzie do trzeciego bezpośredniego starcia „Królewskich” z „The Reds” o Puchar Europy/Ligę Mistrzów. Do tej pory w tych konfrontacjach jest 1:1. Kto zyska przewagę? Tego nie wiemy. Miejmy tylko nadzieję, że emocji będzie jeszcze więcej niż w Kijowie przed czterema laty. Czytaj więcej o Lidze Mistrzów:Dudek: Mam rozdarte serce, ale chciałbym, żeby wygrał Liverpool„Deco z Gwinei” i jego droga do finału Ligi MistrzówAntonio Pintus. Trener, który dodaje skrzydeł piłkarzom Realu MadrytFot. Newspix
Liverpool - Inter: Transmisja TV i online. Gdzie obejrzeć rewanżowe starcie 1/8 finału Ligi Mistrzów? Na jakim kanale oglądać hitowe starcie gigantów? Sprawdź, gdzie oglądać mecz Liverpool - Inter Mediolan. Mecz pomiędzy Liverpoolem a Interem jest rewanżowym starciem 1/8 finału Ligi Mistrzów. W poprzedniej konfrontacji piłkarze z Anfield okazali się lepsi i wygrali z mediolańczykami 2:0. Gole w tamtym spotkaniu strzelali Roberto Firmino oraz Mohamed Simone Inzaghiego z pewnością będą chcieli odegrać się za porażkę na własnym stadionie. Zadanie nie będzie jednak łatwe, wszakże Liverpool nie przegrał w tej edycji Champions League ani razu. Liverpool - Inter: Ostatnie wynikiPiłkarze Juergena Kloppa są w wyśmienitej formie. Od ostatniej potyczki z Interem wygrali wszystkie pięć meczów, w tym zwyciężyli z Chelsea w finale Carabao Cup. Udało im się także przejść do następnej rundy FA Cup, gdzie pokonali Norwich 2:1. W Premier League tracą tylko trzy punkty do liderującego Manchesteru City. "Nerrazzuri" są z kolei w nie najlepszej dyspozycji. Po przegranej z liverpoolczykami Inter rozegrał trzy spotkania w Serie A, z czego wygrał tylko raz z czerwoną latarnią ligi - Salernitaną 5:0. Bezbramkowo zremisował z Genoą, a także uległ Sassuolo 0:2. Piłkarze ze Stadio Giuseppe Meazza mierzyli się także w półfinale pucharu Włoch, gdzie zremisowali z Milanem 0: - Inter: KartkiJedynym nieobecnym we wtorkowym spotkaniu będzie Nicolo Barella. Pomocnik z powodu czerwonej kartki, którą obejrzał w meczu przeciwko Realowi Madryt nie będzie do dyspozycji włoskiego szkoleniowca. Liverpool - Inter: Przewidywane składy Liverpool (4-3-3): Alisson; Arnold, Konate, van Dijk, Robertson; Henderson, Fabinho, Keita; Salah, Mane, Diaz Inter (3-5-2): Handanović; Skriniar, de Vrij, Bastoni; Dumfries, Vidal, Brozović, Calhanoglu, Perisić; Dżeko, Martinez Liverpool - Inter: Transmisja TV i stream online. Gdzie obejrzeć mecz?Starcie Liverpool - Inter odbędzie się we wtorek 8 marca o godzinie 21:00 na Anfield. Mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów będzie można obejrzeć na antenie Polsat Sport Premium 2, a także online na Polsat Box.
Liverpool robił wszystko, żeby odwrócić bieg wydarzeń, ale nieskutecznie. Obrona Madrytu nie traciła głowy, do tego belgijski bramkarz Thibaut Courtois skutecznie walczył o tytuł najlepszego piłkarza meczu. Kilka godzin wcześniej, po kolejnym zwycięskim pojedynku w Paryżu, Iga Świątek napisała na telewizyjnej kamerze: „Real or Liverpool???”. W tych dniach tenis jest najważniejszy w stolicy Francji, ale nie w sobotę wieczorem. Na Stade de France rozstrzygnęło się, kto w tym sezonie podbił klubowy futbol w Europie. Trzeba przypomnieć, że gdyby nie agresja Rosji w Ukrainie, finał zostałby rozegrany w Petersburgu. A zaczęło się od wielkiego chaosu i – co tu dużo mówić – organizacyjnego skandalu. Na kilka minut przed godz. 21 usłyszeliśmy komunikat o przesunięciu zawodów o 15 minut, później o kolejny kwadrans. Ostatecznie pierwszy gwizdek usłyszeliśmy jeszcze kilka minut później. Według docierających informacji opóźnienie było spowodowane tym, że nie wszyscy kibice z biletami, przede wszystkim The Reds, dostali się na stadion. Sceny wyglądały szokująco. Ludzie przeskakiwali przez wysoki płot i właściwie niezatrzymywani biegli w kierunku trybun. Do głowy przychodziły najgorsze scenariusze. Sobotni mecz odbywał się w niemal 37. rocznicę tragedii na brukselskim stadionie Heysel, gdy w finale europejskich rozgrywek grały Juventus i Liverpool. Wtedy zginęło na trybunach 39 osób. Na szczęście tym razem do tragedii nie doszło i można się było skupić na piłkarskim spektaklu. Real kontra Liverpool. Ancelotti kontra Klopp Ostatnie, co można powiedzieć o tegorocznych finalistach Ligi Mistrzów, to że dotarli na szczyt przypadkowo. I Real, i Liverpool mają oszałamiające statystyki. Mało kto odważył się jednak na wskazanie zdecydowanego faworyta, choć trochę częściej można było usłyszeć nazwę angielskiego klubu, mimo że cztery lata temu w podobnym finale lepsi byli piłkarze z Madrytu. Teoretycznie więcej atutów można było znaleźć w Liverpoolu, bo przecież drużyna z Madrytu musiała po drodze uporać się z Paris Saint Germain, Chelsea (obrońcą pucharu) i Manchesterem City. W żadnym z tych starć nie byli pewniakami. Wręcz przeciwnie, stawiano raczej na rywali, a jednak w niezwykłych okolicznościach kilka razy potrafili odwracać losy dwumeczów. Wielki trener Manchesteru City Pep Guardiola długo będzie pamiętał półfinałową porażkę. Być może najciekawsze były porównania menedżerów. Z jednej strony 63-letni Carlo Ancelotti, z drugiej 54-letni Juergen Klopp. Dzieląca ich różnica wieku jest spora, ale to nie przepaść. A jednak wydaje się, że Włoch nie przykłada tak wielkiej wagi do korzystania z naukowych osiągnięć jak Niemiec. Na zewnątrz jest dobrym wujkiem wierzącym w dobre wybory swych podopiecznych, którzy sami wiedzą, jak zarządzać meczem. Ta filozofia sprawdza mu się nadzwyczajnie, gdy się popatrzy na dokonania. Klopp z kolei rządzi bardziej zdecydowanie. Ostatecznie to Ancelotti dopisuje do zawodowego życiorysu czwarty tytuł w trenerskiej karierze. Nikt przed nim tego nie dokonał. Kapitalny Courtois, świetny Benzema Od pierwszych minut The Reds rzucili się na Królewskich, jakby chcieli tak szybko jak to możliwe udowodnić, że tylko oni przyjechali po zwycięstwo. Momentami przewaga była przygniatająca, ale gole nie padały. Choć w 21. minucie Sadio Mane o mało nie zaskoczył Thibaut Courtois, to skończyło się na obiciu słupka. Angielska drużyna falowo sunęła w kierunku bramki Realu, który odgryzał się kontratakami niezbyt groźnymi. Ale to w bramce Liverpoolu znalazła się piłka pod koniec pierwszej połowy. Karim Benzema fantastycznie przyjął długie podanie, potem było trochę zamieszania, a po długiej debacie z udziałem sędziów VAR zapadła decyzja, że Francuz był na spalonym. Tym samym do przerwy było 0:0. Po wyjściu z szatni niewiele się zmieniło. Aż wreszcie nadeszła decydująca chwila tuż przed upływem godziny meczu. Vinicius Junior bezbłędnie wykorzystał podanie Valverde i było 1:0 dla Realu. Liverpool robił wszystko, żeby odwrócić bieg wydarzeń, ale nieskutecznie. Obrona Madrytu nie traciła głowy, do tego belgijski bramkarz Thibaut Courtois skutecznie walczył o tytuł najlepszego piłkarza meczu. Na długo zapamiętamy jego wyczyny. Tak samo jak błyskotliwe momenty strzelca Viniciusa i Karima Benzemy, który potwierdził, że nie przypadkiem mówi się o nim jako najlepszym napastniku świata w tym sezonie. Real Madryt dopisuje w swojej historii ósmy tytuł zwycięzcy samej Ligi Mistrzów (wcześniej było jeszcze sześć trofeów za triumf w Pucharze Europy). Zasłużenie? Odpowiedź nie ma znaczenia. Carlo Ancelotti i jego podopieczni nie będą mieli wyrzutów sumienia, że to oni wyjeżdżają z pucharem. Tak samo radość ich kibiców nie będzie mniejsza z tego powodu.
jak się nazywa stadion liverpoolu